Pchli targ w Rzymie… Nie ma takiego rzymianina czy przybysza z dalekiego kraj – który by nie znał tego miejsca. Niedzielne szaleństwo handlowe na targu Porta Portese jest na stałe wpisane do wspomnień wielu emigrantów.
Polacy zwali go po prostu „Porteziakiem” i tu przez całe lata zaopatrywali się w najtańsze szmatki, bibeloty, komórki i całą tę poszukiwaną kiedyś w ojczyźnie resztę. Było minęło… po naszych przyszła następna fala ze wszystkich zakątków świata i zrobiło się z tego niezłe piekiełko. Tandeta z Dalekiego Wschodu, podróbki i fałszywki, kradziony towar, lewi sprzedawcy, a do tego sporo brudu i okropnego ścisku. Przez lata nikt z władz miasta nie chciał się tym zająć, bo jak dotkniesz, to śmierdzi… straż miejska udawała, że nie widzi – podobno za 100 € od każdego niezarejestrowanego sprzedawcy – więc nie było żadnych nadziei na zmianę. Aż wreszcie zdarzył się mały cud: walczący o swoją polityczną przyszłość burmistrz Walter Veltroni pokazał silną rękę i nakazał policji miejskiej zrobić wielki nalot na to mrowisko. Wynik jest taki, że od 29 sierpnia (początek akcji), z około 2000 sprzedawców pozostało połowę, zarekwirowano ponad 700 stoisk, zatrzymano do identyfikacji 137 osób a 9 aresztowano. Dotychczasowych strażników miejskich przeniesiono do innych zadań, a do patrolowania targu w każdą niedzielę oddelegowano 150 policjantów.
Miejmy nadzieję, że czas i znana włoska elastyczność (cecha, z której są bardzo dumni) nie „rozmiękczą” silnych postanowień i na Porta Portese powrócą też turyści, którzy przy okazji wędrówek po Zatybrzu wybiorą się za Portową Bramę, by dotknąć magii odchodzącego w przeszłość Rzymu….
[mappress mapid=”86″]