Jest takie miejsce blisko Rzymu…. Aż trudno uwierzyć, że w ciągu niespełna godziny można zamienić smog i podgrzewaną pizzę na czyściutkie, pachnące trawą powietrze i…. Właśnie to „i” jest trudne do opisania, bo nie istnieje przymiotnik określający zarazem: smaczne, zdrowe, apetyczne, pyszne, domowe i tanie jedzenie.
Jest takie miejsce, w którym na głównym placu wita nas kilkumiesięczny osiołek z mięciutką jak puch sierścią. Można, za jego zgodą, pogłaskać go po pysku. Skąd wiemy, że się zgadza? Na tak: kiwa swoim mądrym łbem, na nie: potrząsa nim w lewo i prawo. Nie można go nie zrozumieć. Teraz możemy iść dalej witać się z kolejnymi zwierzętami lub może wypadałoby najpierw zacząć od gospodarzy…
Gdzie jest Mario? Musimy go poszukać – może w piwnicy tłoczy olej, a może poszedł do kurnika po świeże jajka? A może wybiera indyka na dzisiejszą kolację? Nie, poszedł zobaczyć jak się mają kilkudniowe, śliczne prosiaczki. Za kilka miesięcy, będą już dużymi świnkami i zobaczymy je na talerzach w postaci kotleta? Możliwe i prawdopodobne, chociaż wolę o tym nie myśleć. A może zostanę wegetarianką? Ale w końcu witamy się z Mariem, który wymarzył sobie to miejsce na życie. Kilka lat temu, wszystko wydawało się nierealne, za trudne. Dzisiaj możemy się przekonać, że marzenie staje się rzeczywistością, więc i nam przychodzi zapał na śmiałe życiowe posunięcia.
Laura na pewno jest w kuchni i może właśnie gotuje zrobiony przez siebie makaron. Zastanawiam się, co sprawia, że jej potrawy przenoszą nas w czasy dzieciństwa. Tak gotuje każda babcia dla gromadki swoich wnuków na wakacjach. Oprócz produktów z własnej farmy, a także wieloletniego doświadczenia, do garnków, a później na talerze wkłada serce, optymizm i swój rubaszny śmiech. Siedząc w małej restauracji, oddzielonej od kuchni tylko szybą możemy na własne oczy podglądać sekrety przygotowania naszego obiadu. Nie dostaliśmy jeszcze żadnego menu i … nie dostaniemy, bo taka rzecz tutaj nie istnieje. Nie jest to jednak wada restauracji, tylko rzeczowy dowód, że wszystkie potrawy przygotowywane są dla gości w dniu ich przyjazdu, a nie pakowane do zamrażalnika i odgrzewane na zamówienie. Na przystawkę dostajemy talerz z miejscowymi wędlinami, oliwki i tosty posmarowane oliwą z oliwek. Zaraz potem talerz gęstej i lekko pikantnej zupy z soczewicy, fasolki i kaszy perłowej. Kolej na ziemniaczane kluseczki z sosem pomidorowym, a za nim makaron wstążki z owczym serem. Teraz drugie danie, chociaż już nikomu nie chce się jeść, więc tylko z łakomstwa zajadamy się duszoną wołowiną, pieczonymi ziemniakami, karczochami i szpinakiem. Wszystko popijamy czerwonym winem z sąsiadującej winnicy. To nie koniec. Ciasto, oczywiście domowej roboty, z serem ricottą, czekoladą i likierem, którego nazwy możemy się tylko domyślać, bo teraz Laura ma okazję przepytać nas ze znajomości alkoholi. Niestety nikt nie zdał egzaminu, sekret nie został ujawniony.
Czas w dobrym towarzystwie upływa (za) szybko, my jednak musimy wracać. Idziemy, więc jeszcze na krótki spacer, a z nami dwa szczeniaki – Sole i Luna, przypominające bardziej pluszowe zabawki niż prawdziwe psy. W świetle zachodzącego słońca chcemy jak najbardziej nasycić się wiejska sielanką, jak w dzieciństwie, u babci na wakacjach.
Via Cisogna Loc. S. Filippo – Anagni (autostrada A1 na Neapol)
TELEFON: +39 0775743017
Kom: +39 3402285400
https://www.agriturismocisogna.com/