Karnawał nie zrodził się w Rio de Janeiro, ani nawet w Wenecji, lecz w Wiecznym Mieście. Przez wieki był wydarzeniem, na które wszyscy mieszkańcy stolicy czekali z utęsknieniem, bo był czasem dostatku, pokoju i zabawy. Niestety, historia jest kapryśna… karnawał rzymski praktycznie zniknął po jednym dekrecie sabaudzkiego władcy, Ojca Ojczyzny króla Vittorio Emanuela II (pochowany w Panteonie). Ostateczny cios rozrywce zadał Mussolini – spontaniczna zabawa ma coś z niebezpiecznej rewolucji… a dyktatorzy raczej nie znoszą wolnych głów.
Początki karnawału sięgają starożytnych „saturnaliów” – świąt obchodzonych w połowie grudnia ku czci Saturna, boga siewu i zbiorów. Jednym z celów festy było chwilowe odtworzenie mitycznego czasu królowania tego boga – legendarnego złotego wieku – w którym nie było żadnych różnic między ludźmi, a wszystkie dobra materialne były wspólne. Tak więc w dniach święta, porzucano wszelkie normy zakładające nierówność społeczną i z przymrużeniem oka patrzono na każdą transgresję – świat stawał na głowie!
Wraz z nadejściem chrześcijaństwa jako religii państwowej rozpoczął się długi proces „chrzczenia” dawnych zwyczajów religijnych i świąt. Niezwykle popularne wśród ludu Saturnalia zostały z wolna przekształcone w dni łagodnych, a nawet pobożnych zabaw, którym w średniowieczu dano nazwę „karnawał” od zwyczajowej nazwy ostatniej obfitej uczty przed Wielkim Postem w Tłusty Wtorek, po której następowało „carnem levare” – usunięcie mięsa z diety na cały okres pokutny aż do Wielkanocy.
W Rzymie papieskim, karnawał trwał zazwyczaj tydzień i celebrowany był głównie na centralnej ulicy Via del Corso. Zgodnie z dawnym zwyczajem niwelowano na chwilę różnice między ludźmi przez zakładanie masek. Pozwalały one biednym i bogatym stać się kimś innym bez narażania się na cenzurę społeczną. Spragnieni rozrywek Rzymianie organizowali w tych dniach turnieje, wyścigi i pokazy zręcznościowe. Bardzo popularny był „wyścig barberów„, nieosiodłanych koni, gnanych przez tłum z placu Del Popolo do placu Weneckiego. Właściciel zwycięskiego konia otrzymywał nagrodę pieniężną i płachtę ze złotego brokatu, którą przyozdabiano zwierzę. Via del Corso – dawniej zwana Via Lata – bierze swą nazwę właśnie od tej karnawałowej „korsy” – wyścigu.
Swoistym dodatkiem do tej gonitwy był wzorowany na niej „wyścig Żydów„, których – wbrew zakazom papieskim – łapano w okolicach getta (utworzonego w 1555 roku!) i półnagich zmuszano do biegu… Tylko brzęczą monetą można było powstrzymać agresorów.
Sympatycznym zwyczajem tego okresu była za to „walka o ogień” – festa dei moccoletti, czyli święto zapalonych świec i lampek, celebrowane na zakończenie karnawału. Tego wieczoru każdy wychodził na ulice w masce i ze świecą w ręku z zamiarem zdemaskowania osób płci przeciwnej. Można było tego dokonać jedynie gasząc świecę konkurenta. Kto pozostawał z ogniem w ręku i masce na twarzy, ten zdobywał uznanie i poklask pokonanych.
„Karnawał w Rzymie nie jest świętem ofiarowanym ludowi, lecz świętem, które lud sobie wydaje. Rząd niczego nie przygotowuje i nie ponosi kosztów. Nie zapewnia żadnego oświetlenia ulic, żadnych fajerwerków, żadnych wspaniałych procesji, lecz daje prosty sygnał, który pozwala każdemu szaleć i dziwne się zachowywać oraz oznajmia wszystkim, że teraz wszystko wolno, oprócz rozboju i kradzieży” (Goethe, 1788 r.).
Ludzie, komu to przeszkadzało?!